Warszawa szefowej we wspomnieniach Agnieszki
Moja wielka mała przygoda
Cała historia z "Biskupką" rozpoczęła się już przed wakacjami - pod koniec czerwca. Pamiętam jakby to było dziś, jak podeszła do mnie Pani Ewelina Waląg, bardzo zadowolona i uśmiechnięta, opowiadając o pewnym konkursie. Już po kilku zdaniach tak mnie zaciekawiła jego treść, że postanowiłam wziąć w nim udział. Nie spodziewałam się, że przyniesie on mi aż tak wielki sukces. Zaczęłyśmy poszukiwać z Panią oryginalnego tematu. Po krótkim czasie odrzuciłyśmy propozycję trenerki piłki nożnej czy dowódczyni marynarki wojennej. Tak jakby w tym samym momencie wpadłyśmy na pomysł dotyczący kapłaństwa kobiet. Najpierw myślałam, by opisać się jako zwykłą kapłankę, ale przecież miałam być "szefową", więc jednogłośnie stwierdziłyśmy - biskupka! Do dzieła więc! Napisałam pracę, Pani oczywiście ją sprawdziła, podała pewne propozycje na zmiany niektórych fragmentów. Gdy to wszystko udoskonaliłyśmy, stwierdziłyśmy, że można ją wysłać. I nadeszły wakacje, podczas których kompletnie zapomniałam o jakimkolwiek konkursie. Aż tu we wrześniu, zaraz na samym początku zadzwonił do mnie telefon. Po kilkukrotnych próbach odebrałam go, słysząc głos w słuchawce, stanęłam jak wryta. Od razu pobiegłam poinformować Panią o miłej niespodziance. Dostałam się do pierwszej dwudziestki finalistek. Traktowałam to jako ogromne wyróżnienie i wielką nagrodę - dostać się na dwudniowy pobyt do Warszawy na zajęcia, warsztaty i spotkania z wielkimi ludźmi. To było niesamowite. Ale to nie żarty. Po załatwieniu spraw organizacyjnych wyruszyłyśmy na wschód. Droga minęła nam przyjemnie i bezproblemowo. Już podczas poszukiwań odpowiedniego autobusu poznałyśmy jedną z finalistek - przesympatyczną Martę. Gdy dotarłyśmy do hotelu, jedyne czego nam było trzeba to prysznic i sen. Na drugi dzień odbyła się wielka gala wręczania nagród. Ale jeszcze przed nią odwiedziny w Sejmie, spotkanie się z niektórymi kobietami polityki oraz zdjęcia na najsłynniejszych schodach w Polsce. Po wizycie w Sejmie wyruszyliśmy na najbardziej oczekiwaną przez wszystkich galę. Każda z nas zajęła wybrane przez siebie miejsce. Oczywiście na początku przeróżne przemowy. Ale później... czas na rozdanie nagród. Przyznano aż 12 wyróżnień! Ale gdy wyróżnienia minęły, miejsce 3 i 2 równie, opuściły mnie wszelkie nadzieje na to, że zajęłam jakieś miejsce. Oczywiście czułam się poniekąd już jako zwyciężczyni, gdyż być w rankingu dwudziestu najlepszych dziewcząt było ogromnym przeżyciem. Aż tu nagle ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, pierwsze miejsce zdobyła...(głęboki oddech)... "Biskupka", czyli ja. Nie mogłam opanować swoich emocji, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nogi same mnie poniosły po odbiór nagród i odebranie gratulacji. Ale, ale... dopiero wtedy przypomniałam sobie, że laureatki muszą wygłosić przemowę, której kompletnie nie umiałam. Stwierdziłam, że zapewne nie wygram, więc niczego nie przygotowywałam. Gdy podeszłam do ambonki, spojrzałam na ludzi, zdenerwowanie całkowicie minęło. Zaczęłam coś mówić, a to, co mówiłam, miało nawet sens. Schodząc z podwyższenia pobiegłam wprost do Pani Eweliny. Obie nie mogłyśmy jeszcze później przez długi czas uwierzyć w to, co się stało. A później udzielenie wywiadu do radia, do jakiejś telewizji, zaczęto mnie rozchwytywać i gratulować. Podchodzili do mnie ludzie całkiem mi obcy (z miłym wyrazem na twarzy) i okazywali swój zachwyt. To było fantastyczne. Następnie pojechałyśmy do firmy Procter & Gamble, gdzie miałyśmy przygotowane warsztaty, mające na celu wykształcenie w nas postaw przywódczych. Kolejnego dnia również miałyśmy takie zajęcia. Po południu jednak pojechałyśmy do Pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, która z chęcią odpowiadała na zadawane przez nas pytania, lecz bardzo się spieszyła, więc nie została z nami na poczęstunku. Kolejnym etapem naszej wędrówki było odwiedzenie TVN-u, by również wziąć udział w podobnych warsztatach. Uwieńczeniem dnia, jak i naszego pobytu, była kolacja u ambasadora Ameryki. I wszystkie dziewczęta stwierdziły, że to był najlepszy punkt naszego pobytu. Mnóstwo ludzi, tłum, sushi. Coś niesamowitego. Podchodzili do nas nieznani nam ludzie, uśmiechali się i zawsze o coś zapytali, porozmawiali. Kolejnego dnia miałam wywiad w TVN-ie. Przed wyjściem na antenę bardzo się denerwowałam, ale później pomyślałam: "Co będzie, to będzie". Wydaje mi się, że poszło mi dobrze. I w końcu nadszedł czas powrotu do domu. Bardzo podobało mi się w Warszawie. Poznałam wielu niesłychanie ciekawych i sympatycznych osób, a także wyniosłam cenne rady z niektórych warsztatów. Naprawdę było cudownie! Agnieszka Górecka, zwyciężczyni III edycji Ogólnopolskiego Konkursu „Jestem szefową”